21.04.2017 21:10
Ty też możesz zostać motocyklistą!
Zostałem ostatnio zapytany przez kumpla planującego zakup 125-tki jakie wymogi należy spełnić, aby móc określać się zaszczytnym mianem motocyklisty. Pytanie teoretycznie proste, poruszane z dużą częstotliwością, często kończące się stwierdzeniem, że motocyklista to każdy kierowca jednośladu, niezależnie od sprzętu, na którym się porusza. Wypadałoby w tym miejscu zadać pytanie, czy dostawca pizzy również jest motocyklistą? No właśnie…
Rozważania nad tematem należałoby moim zdaniem zacząć od… rozpieczętowania zimnego piwa, co niniejszym uczyniłem, opryskując jak zwykle monitor. Po pierwszym łyku refleksja jaka przychodzi mi do głowy jest taka, że jeśli dostawcę pizzy nazwiemy motocyklistą, Tomasza Karolaka będziemy musieli nazwać aktorem, Franciszka Smudę trenerem, a Dodę piosenkarką. Każdy po 10 sekundach zauważy, że coś tu jednak nie gra. W przypadku Dody - po jednej nutce.
Osobiście zdażyło mi się kiedyś trafnie zauważyć i powiedzieć do koleżanki, że chyba jest w ciąży. Czy to automatycznie oznacza, że jestem ginekologiem? Być może, ale w zawodzie jednak nie pracuję. A jednak każdego dnia miliony osób określają Tomasza, Franciszka oraz Dorotę wyżej wymienionymi tytułami i jak również wiadomo, miliony nie mogą się mylić (patrz muchy i ich ulubione pożywienie). Obalony mamy zatem aspekt umiejętności, gdyż jak udowadnia trójka naszych bohaterów, nie jest to aspekt niezbędny do określania kogoś danym mianem. Jeśli ktoś nadal ma w tym miejscu wątpliwości dodam, że Doda ostatnio jest aktorką, Karolak śpiewa, a Smuda… w sumie szkoda, że w 2012 roku również nie poświęcił się karierze aktorskiej, lub scenicznej.
(łyk)
Jakie są zatem inne, decydujące czynniki? Być może aspekt sprzętowy? Wszakże Rocco… albo… albo nie. Wszakże harleyowcy, plastikowcy, czy choćby policjanci posiadają sprzęty, które na motocykl wyglądają nawet z odległości 100 metrów.
Albo może inaczej - z ciekawością zauważyłem, że artykuły na ścigacz.pl czyta wiele kobiet. Oddajmy im zatem głos w komentarzach pytając standardowo, czy rozmiar ma jednak znaczenie? (tylko bez politycznej poprawności, Wasi faceci na pewno tego nie czytają, poza tym nie mają się przecież czego wstydzić, a to [————] jest 10 centymetrów…). Czyli jak będzie drogie panie?
(łyk)
(łyk)
Co to ja miałem?
(łyk)
A, rozmiar. Przy trzecim łyku pomyślałem, że powyższe pytanie skierowane do kobiet nie będzie jednak najtrafniejsze. Otóż w tym konkretnym przypadku, to właśnie one ujeżdżają wspomniane małe rozmiary, do tego robią to z pełną świadomością i premedytacją! Motorowery, skutery, 50, 125, w porywach 300. I do tego są z nich zadowolone. Czyli rozmiar jednak nie… (łyyyyyk)
Co zatem jeszcze determinuje motocyklistę? Umiejętności - nie, rozmiar sprzętu - nie, idziemy dalej: opinia nie-motocyklistów? Czyli jak nas widzą, tak nas piszą? Pomyślmy, zarówno posiadacze litrowych ścigaczy, jak i skuterów o nieziemskiej mocy 50ccm - wkur…my kierowców samochodów z podobną intensywnością. Ci na 50-tkach chyba nawet bardziej. Wiadomo: jak ktoś jedzie szybciej - to debil, jeśli jedzie wolniej - to ciota. Dla nich wszyscy jesteśmy kompletnie zbędnym, warczącym, przeciskającym się w korku „motorem”, choć większość nie ma pomarańczowego pojęcia, czym różni się motor od motocykla. Czyli ten kierunek również odpada.
Mógłbym wymieniać jeszcze długo, ale kończąc te nierówne zmagania z alkoholem trzeba powiedzieć, że sprawa jest tak naprawdę prosta. Jeśli jeździsz skuterem, to choćbyś nie wiem jak zaklinał rzeczywistość, chciał widzieć siebie w określony sposób, tysiąc razy powtórzył, że jesteś motocyklistą i kupił sobie skóry za 10 tysięcy złotych - jesteś skuterzystą. Podobnie, gdy jeździsz rowerem - jesteś rowerzystą. Kropka.
Dorabianie tej całej ideologii, nazwologii, prowadzenie internetowych dyskusji i wojen w poruszonym temacie jest z mojej perspektywy czymś zupełnie niezrozumiałym, bo koniec końców jakie to ma znaczenie? Jazda na moto tym między innymi różni się od jazdy samochodem, że sensem jazdy może być właśnie sama jazda, a nie dojechanie do celu. Dlatego cieszmy się nią, nawet jeśli w garażu stoi skuter odkupiony od Telepizzy, a nie zastanawiajmy, czy Janusz z trzeciego piętra ma nas za prawdziwego motocyklistę. Gdyby Karolak miał zastanawiać się, czy ma prawo określać się mianem prawdziwego aktora, już dawno popełniłby samobójstwo, strzelając sobie z łuku w plecy.
A Janusz i tak nie zrozumie, że tak naprawdę liczy się właśnie to:
Komentarze : 3
great
Czy gościa jeżdżącego kabrioletem nazwiesz kabrioleciarzem, a kombi kombiarzem?
Kiedyś po powrocie ze zlotu motocyklowego zastanawiałem się nad tym tematem. Wyszło mi na to, że nie ważne czy jeździsz HD wartym tyle, co mały prom kosmiczny, czy japońskim trupem sprowadzonym od okupanta okazyjnie za dwa tysie, bycie motocyklistą definiuje kultura. To co sobą reprezentujesz. Dla pana Wieśka w pasku tdi wszyscy jesteśmy tak samo p...bani, ale my widzimy między sobą pewne różnice. Wracając do moich przykładów, to jeśli masz tego HDka, wozisz go więcej na lawecie niż jeździsz, nie rozmawiasz z byle kim, bo z plebsem na japończykach to ty wspólnego tematu nie znajdziesz, a na drodze jesteś najważniejszy - to ja nie mam pytań. Jeśli masz tego japońskiego trupa, masz świadomość, że czasem niedomaga, ale jednocześnie uczysz się obsługi maszyny, poznajesz zwyczaje motocyklistów, te wszystkie małe niuanse które determinują tą kulturę - to wtedy mogę się napić z tobą wódki. Napisałem to tak mocno ogólnikowo, ale zarys ogólny nakreśliłem. Pozdrawiam i szerokości.